sobota, 2 lutego 2013

hola de Bogota!

Meduje, ze dotarlam zupelnie cala i zupelnie zdrowa! :)
pobudka o 3 rano nie nalezala do przyjemnosci, ale za to zniesienie 21no kilogramowej torby z czwartego pietra juz na pewno tak :)
przespalam caly lot do Paryza, lacznie ze startem i ladowaniem wiec lecialo mi sie wysmienicie :)

lotnisko w Paryzu - Charles de Gaulle - Szczepan miales racje, masakra... ale sa takie automaty na lotnisku, w ktorych mozna zeskanowac swoj bilet i pokazuje Ci trase do odpowiedniej bramki skad bedzie odlatywal Twoj samolot. Mala dygresja - jak sobie pomysle, ze majac 14 lat lecialam sama do Stanow z trzema przesiadkami... Frankfurt, Atlanta i Charlotte (o ile dobrze pamietam) i to znajac angielski tyle o ile... to sama jestem pod wrazeniem, ze tam faktycznie dolecialam :)
Lot 11 godzin bardzo przyzwoicie, najnowsze filmy i muzyczka skutecznie zagluszyly placzace dzieciaczki... :)

odebral mnie z lotniska Carlos Coral, moj dobry znajomy. Aaaaaa! Od razu zdejmuje kurtke, bo przeciez jest 20 stopni na plusie! :) i jedziemy taksowka do domu Victorii. Wspomniana taksowka i ruch uliczny w Bogocie na prawde ciekawe... Linie na drodze wlasciwie nie maja zastosowania w praktyce, swiatla tez nie bardzo, mnostwo sprzedajacych na ulicy chodzacych McDonaldsow - czyli w korku mozesz kupic prawie wszystko - przekaski, napoje, owoce... 

wieczorem kolacja, sztuka pieczonego miesa, puree i salatka cos na ksztalt naszej marchewki z groszkiem ale jeszcze z fasolka. Pychotka, i deserek, galaretkowato-owocowo-orzechowy z pyszna biala polewa, ale co to dokladnie bylo to nie wiem :)

dostalam prezent od Pani Miriam - mamy Victorii.
to podobno bardzo typowy widok tutaj - busik obladowany owocami, w ciagu dnia takie busiki jezdza i sprzedaja owoce, a wieczorami niektore z nich zamieniaja sie w jezdzace dyskoteki - i dzis jest plan takim pojezdzic:)

Podczas wczorajszego spaceru po Bogocie, Carlos i Miguel zabrali mnie do sklepu z owocami i warzywami - faktycznie wiele z nich nawet ciezko nazwac po angielsku, bo wystepuja chyba tylko z Kolumbii. Na zdjeciu dwoch Kolumbijskich owocowych specow:

Wieczorem poszlismy do miesca, ktore nazywa sie Usaquen - to byla kiedys mala miejscowosc kolonialna, ale gdy Bogota sie rozrastala jako miasto wchlonela Usaquen i teraz jest to jedna z dzielnic, ale ma swoj rynek, kosciolek, i wszystko tam toczy sie wolol tego miejsca. Mnostwo restauracji, kanjp, pubow i malych gastronomii. 
My bylismy w CAMEO - pub w ktorym grala rockowa kapela na zmiane z muzyka latynoska. Wokalista zespolu poznany przed wejsciem, na wiesc ze jestem z Polski podarowal mi Nowenne w jezyku hiszpanskim, zeby mnie bronila w Kolumbii i nie tylko. Przemile.
A to juz w srodku. 

Jak widac oczka mam bardzo male, bo to juz byla na moje jakas 7 rano, a dla nich raptem 1 w nocy...
Uczylam sie rozrozniac typowe Kolumbijskie tance: Salsa, Merenge, Reggeaton i Vallenato. Jak juz sie faktycznie naucze to napisze :)

a oto Victoria i jej mama przy dzisiejszym sniadaniu (swieza papaja , cos jakby jajecznica i keksik od mamuzi - bardzo im smakowal!)

 a teraz zmykam na miasto! :)

do nastepnego posta!



2 komentarze:

  1. :)
    uważaj na papaję :) jak już sama zauwazyłaś, soku ma w sobie tyle, że człowiek zastanawia się, jakim cudem mieście się tam tyle wody;)Czemu uważaj?:)Zbyt łapczywe degustowanie może zakończyć się całkiem pokaźnymi plamkami których do dzisiaj sprać nie mogę z białej koszulki:) Będziesz wówczas niczym przebarwiona biedronka z różyczką ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. co tam plamki, pyszna byla :) ale bardzo dziekuje, w odswietnej sukience powstrzymam sie od jedzenia papai:)

    OdpowiedzUsuń